Autorce dzisiejszego wydarzenia radiowego.

Autorytety jajogłowe,
telewizyjne, plastikowe,
Łgają wciąż w oczy bez żenady.
Już tego słuchać nie da rady.
Więc taki mędrek ci zapląta,
Zwyczajną prostotę prostego kąta.
Tak, iż ty wiedzieć nie będziesz nigdy.
Czy kąt jest prosty, ostrością igły?
Lub, że też może być i kąt prosty,
Płaski jak blaty lub też jak mosty?
Takie ci prawdy wtrynią te mędrki,
Rozum jest cwany, a język giętki.
Byle mieć tytuł profesora,
Gładko więc przejdzie myśl każda chora.

Bo tu wszak prawdy przecież nie ma,
Gdyż leci tutaj teleściema.
Tu się więc sprzeda każdą blagę,
No bo odchodzi telemagiel.

W studio natomiast dziennikarze,
Pytają tak, jak Wydawca każe.
Słuchawka w uchu dyryguje.
Ktoś w reżyserce kontroluje.
Cały ten proces mózgu prania,
Leją bezmyślnie się pytania.

Bo tu wszak prawdy przecież nie ma,…..

Gdzieś grymas twarzy wyćwiczony,
Telewidz sprytnie w ciula zrobiony.
Uśmiech ulotny numer czterdzieści,
Kłamstwo przesłania i brak też treści.
Da się i zręcznie poumizgiwać,
Byle tu kogoś rzecz jasna wykiwać.
Ot się „nasz” zaczął coś trochę jąkać,
No to Redaktor musi pochrząkać.
Śledzi Wydawca to wszystko czujnie,
Musi więc wszystko wyglądać spójnie.

Bo tu wszak prawdy przecież nie ma,…

Redaktor trochę zmarszczy czoło,
Zrobi się groźnie nieco wokoło.
Czasu „naszemu” da się na kopy.
Tego nie widzą przecież jełopy.
Adwersarz czasu ma tylko krztynę.
Redaktor w tym że zaś srogą minę.
Pilnuje tutaj skrupulatnie,
Aż się adwersarz na czymś zatnie.

Bo tu wszak prawdy przecież nie ma,…

Redaktor także, gdy ma ochotę,
To z adwersarza zrobi idiotę.
Lub też przynajmniej kogoś ciemnego,
Rzecz to jest jasna, niekumatego.
Niech ten się w czasie naparstku zamota,
No, patrzcie widzowie, przecież idiota!
Tak że ten nie wie, na czymże stoi,
Otworzyć usta już się więc boi.
Redaktor „naszemu” zrobił robotę,
Da się nagrodę więc jemu potem.

Bo tu wszak prawdy przecież nie ma,…

Jest też i inna sprytna metoda,
Wtrynić zwyczajnie się w czyjeś wywoda.
Ot tak normalnie, bo tuż po podmiocie,
Kogoś postawić w wielkim kłopocie.
Gdyż ten coś w końcu chciał tam powiedzieć,
Lecz mimo tego cicho musi siedzieć.
Bo tu Redaktor już peroruje,
Taką metodę mają te ***je.

Bo tu wszak prawdy przecież nie ma,…

A gdy „nasz” będzie ciężko bełkotać,
Redaktor szybko zacznie trajkotać.
Zaś adwersarza usadzi przykładnie,
Gdy ten coś będzie gadać zbyt składnie.
Można też puścić insynuację,
Rzecz jasna, gdy adwersarz ma racę.
Wydawca to wnet zapamiętuje,
Redaktor premię na koncie już czuje.

Bo tu wszak prawdy przecież nie ma,…

„Naszemu” nawet, gdy ciężko bredzi,
To mu Redaktor duserów nie szczędzi.
Zaś adwersarza, tak rozrywkowo,
Złapać zwyczajnie można za słowo.
Niech się on zacznie usprawiedliwiać,
Telewidz dał się pięknie wykiwać.
Wydawca już jest rozpromieniony,
No i Redaktor zadowolony.
Na konto pójdzie następna premia.
Taka metoda, taka alchemia.

Bo tu wszak prawdy przecież nie ma,…

Scenariusz da się też zawsze wzruszyć,
Gdy demagogia zaczyna się kruszyć.
Wówczas jedyna jest taka rada,
Że adwersarza trza głośno zagadać.
I w ogóle nie dać dojść mu do słowa,
W tym Redaktora, rzecz jasna, głowa.
Wystarczy tylko kłótnię rozniecić,
Stronę wziąć „swego”, innego ośmieszyć.
Coś tam i rzucić ot bałamutnie.
Super metoda, już mamy kłótnię!
Jakieś tam bzdety w stuporze drążyć,
Może adwersarz da się pogrążyć.

Bo tu wszak prawdy przecież nie ma,…

Cały arsenał jest różnych tricków,
By „nasz” mógł zrobić serię uników.
I kiedy drugi gada zbyt wnikliwie.
To się zapyta go podchwytliwie.
Niech ten nie tamten się musi tłumaczyć,
Redaktor głąba musi wyznaczyć.
Byle „nasz” czuł się tu komfortowo,
Zrobić zamianę jest przecież zdrowo.
Nie ma się zatem co tu obrażać.
Zdarzało się tak, zdarza i będzie zdarzać.

Bo tu wszak prawdy przecież nie ma,…

Tacy są różni więc Redaktorzy.
Zwykli ściemniacze, agitatorzy.
Gdyż obiektywizm, znaczy przywara,
Wszak każdy w końcu przeżyć się stara.
Kredyt też trzeba niejeden spłacić.
Po co więc taką fuchę utracić?
Jest też i sposób, by rosła gaża.
Ot tak złośliwie ściąć adwersarza.
Wówczas Wydawca jest w niebo wzięty.
Redaktorowi nie trza zachęty.

Bo tu wszak prawdy przecież nie ma,…

Można też fakty po przeinaczać,
Sens wypowiedzi zatem wywracać.
Przypisać komuś nie jego słowa.
Manipulacja jest już gotowa.
Tego się w końcu Redaktor uczył,
By kłamał, kręcił a także kluczył.
Szukał też gdzie się da i pretekstu,
By cwanie wyrwać coś z kontekstu.
Od siebie dodać ze trzy grosze,
I propaganda się robi, proszę.
Nie trzeba wielkim być tutaj znawcą,
Że nasz Redaktor chce być Wydawcą.

Bo tu wszak prawdy przecież nie ma,…

W innych redakcjach są koleżkowie,
Każdy tam również coś też dopowie.
Nikomu w ogóle nie przyjdzie do głowy,
Że się wysmażył fakt zwykły prasowy.
A że się kumple ze sobą znają,
To się po mediach ciągle zmieniają.
W studio wieczorem, rano w gazecie,
Publice ciągle sprzedają swe śmiecie.
Przez radio kłamstwo też się pomnoży.
Profesjonalni są Redaktorzy.
Agencje chętnie też to sklonują,
Wszak Redaktorzy ciężko harują.

Bo tu wszak prawdy przecież nie ma,….

Gorzej natomiast, gdy tak się stanie,
Że trzeba pisać sprostowanie.
Wszak się Redaktor ciężko napocił,
Wytężał strasznie, że i poknocił.
Nic się więc nie da tu spreparować,
Trzeba dementi sprytnie gdzieś schować.
Wstawić na koniec nudnej audycji,
W morzu utopić erudycji.

Bo tu wszak prawdy przecież nie ma,…

Swoje też robią kamerzyści,
Mistrzowie obrazu, iluzjoniści.
„Naszemu” choćby miał oczy przepite,
Dalekie plany, ujęcia zakryte.
Adwersarzowi, gdy ma zajady.
Zbliżenie! Powiększyć! Bez żadnej żenady.
Przyjdzie też nieraz, tak zwykłym trafem,
By z karła zrobić, ot jakąś żyrafę.
Lub też inaczej, ze słonia myszę
Taka technika, lecz o tym ciszej!

Bo tu wszak prawdy przecież nie ma,…

Adwersarz coś tam celnego mówi,
To go kamera, ot nagle zgubi.
Gdy się „nasz” zacznie drapać okrutnie,
To się w tym miejscu ujęcie utnie.
Takie są tricki profesjonalne,
Przecież to wszystko takie banalne.
Umysł niegłupi lecz całkiem zdrowy,
W domu zaś wniosek jest… kredytowy.

Bo tu wszak prawdy przecież nie ma,…

Dźwiękowiec też nie jest w ciemię bity,
Adwersarzowi wyostrzy więc nieco chrypy,
Tak, że ten gada jak papier ścierny,
Warsztat dźwiękowca, niemiłosierny.
„Nasz” choćby głos miał tuż po przepiciu,
To się po pasmach przytłumi tyciu.
Lub lekki szumek, by zamaskować,
Byle Wydawcy nie zdenerwować.
Gdyż może stać się tu wielka strata,
A do spłacenia kolejna rata.

Bo tu wszak prawdy przecież nie ma,…

Oświetleniowiec też wie co zrobić,
By swej karierze nic nie zaszkodzić.
Adwersarzowi snop światła upiorny,
Więc ten wygląda jakby toporny.
„Naszemu” da się spokojne pastele,
One zmieniają naprawdę wiele.
Choćby był typem z albumu Lombroso,
Żadna to sprawa, pastele nie szkodzą.
Taka technika, taki to jest spryt.
Wydawca czuwa, gdzie tu zrobić zgrzyt.
Trzeba tu mocno przecież główkować,
Gdy się chce komuś coś tam żyrować.

Bo tu wszak prawdy przecież nie ma,…

A ty mój widzu nic nie kapujesz,
Wszystko bezbłędnie w ciemno kupujesz.
Dasz się też sprytnie wywieźć w pole,
Każdy odgrywa wszak tutaj swą rolę.
Znajdą się zawsze takie przyczyny,
By cię genialnie wpuścić w maliny.
Kto inny jest tu więc od myślenia,
Gdy przed ekranem mają tam lenia.
Ty się, rzecz jasna, o nic nie pytasz,
Lecz, jak ten indor, wszystko przełykasz
Boć przecież, gdy brak jest realizmu,
To i deficyt jest krytycyzmu,

Bo tu wszak prawdy przecież nie ma,…

Bo tu wszak prawdy przecież nie ma,
Gdyż leci tutaj teleściema.
Tu się więc sprzeda każdą blagę,
No bo odchodzi telemagiel.

Bo tu wszak…

– „Telemagiel-teleściema” (Autor: n/n)

Prawda pani redaktor, że ktoś pani „warsztat” ładnie podsumował?

Dodaj komentarz